Wstałam dzisiaj bardzo wcześnie. Marco już wczoraj wieczorem zadzwonił do dyrekcji szkoły, że się zjawie. Nie wiem czemu, ale byłam zniecierpliwiona. Chciałam już tam iść. Chciałam mieć to za sobą. Zamiast jednak robić coś pożytecznego, siedzę sobie w wannie i jak jakiś leniwiec na drzewie, gapię się w jedno miejsce. Mam już w głowie kilka wersji mojego pojawienia się w szkole. Przeważnie wszystkie opcje kończą się podobnie... Ląduje głową w kiblu, ewentualnie w ramach jakichkolwiek forów, ląduje w śmietniku.
Jak głupia siedzę i gapię się w swoje nowego smartphone'a i obserwuje minuty, które powoli przeskakują. Wiem, że sama chciałam iść do szkoły dzisiaj, dlatego jak najbardziej nastawiam się, że dam sobie radę. Wyszłam z wanny i zaczęłam się szykować. Nigdy nie przywykłam do jakiś sztucznych zachowań i nigdy to się nie zmieni, dlatego tylko delikatnie przypudrowałam policzki i leciutko pomalowałam rzęsy. Oczywiście chłopcy zakupili mi masę badziewia, typu kredki, cienie, błyszczyki, itp. Włosy postanowiłam zostawić rozpuszczone. Są ładne same w sobie. Lekko falowane i bardzo długie. Ubrałam się w coś w moim stylu. Jeszcze ostatni raz zerknęłam na zegarek i zbiegłam na dół po schodach. W holu czekali już na mnie chłopcy.
Ja: I jak?
Mc: Jest ślicznie.
Jc: Bardzo mi się podoba. Poradzisz sobie?
Ja: Oczywiście - powiedziałam jakbym chciała przekonać nie tylko ich ale i siebie.
Mc: Chciałbym móc z tobą tam iść dzisiaj.
Ja: Ale nie możesz i bardzo dobrze.
Jc: Nie chciałabyś żebyśmy byli w tym dniu z tobą?
Ja: Nie chcę was urazić ani nic takiego, ale to by było dziwne. Dziewczyna 16 lat idzie do szkoły z obstawą.
Mc: Ale nigdy nie wiadomo co może ci się przydarzyć.
Ja: Uwierzcie. Nie martwią mnie jakieś wypłosze ze szkoły. Bardziej przejmuje się tym, że nie dam sobie rady z nauką.
Jc: Jesteś bardzo inteligentna. Na pewno dasz radę.
Mc: A ludźmi się nie przejmuj.
Ja: Dzięki. Lecę bo się spóźnię - pocałowałam ich w policzek i pobiegłam do samochodu. Powoli przekonywałam się, że będzie dobrze. Jak zobaczyłam ten obleśny ryj Steve, myślałam, że się porzygam, ale niestety nie wyszło. Na szczęście w limuzynie nie musiałam na niego patrzeć, a pod szkoła szybko poszłam w stronę budynku. Szkoła jest ogromna, ale szybko znalazłam sekretariat. Weszłam do środka. Siedział tam jakiś chłopak i czekał chyba na swoją kolei u pana dyrektora. Przyciągnął mój wzrok swoją bujną czupryną. Trochę przy długą grzywką i słodkim uśmiechem. Szybko się otrząsnęłam i podeszłam do sekretarki.
Ja: Jestem tutaj nowa. Kristin Appis.
S: Witamy w naszej szkole. Zaraz wydrukuje ci plan zajęć, a gdy tylko dyrektor będzie wolny, przedstawię Ci go.
Ja: Dziękuję.
S: Możesz usiąść koło pana Tomlinsona - wskazała na chłopaka, który siedział w poczekalni. Usiadłam koło niego niepewnie i nie zamierzałam się w ogóle odzywać.
L.T.: Cześć jestem Louis. Jesteś tu nowa? - spytał z tym swoim uśmieszkiem.
Ja: Tak jestem tu nowa, tak jak słyszałeś.
L.T.: Ja tutaj jestem tylko przejściowo, bo przyjechałem do cioci.
Ja: Super - nic więcej nie mówiłam, bo w ogóle nie znałam chłopaka i nie miałam ochoty z nim rozmawiać. On jednak nie dawał za wygraną.
L.T.: Masz fajną stylówę.
Ja: dzięki ty też.
L.T.: Nie zdradzisz mi swojego imienia? - powiedział z niepewnym uśmieszkiem, jakby chciał zasugerować, że jednak mu na tym zależy.
Ja: Raczej nie.
L.T.: och - żachnął się z aprobatą. - A może jakaś mała podpowiedź?
Ja: Nazywam się K. Wystarczy Ci?
L.T.: Jeśli na tylko tyle zasługuje.
Ja: A czemu tu siedzisz?
L.T.: Złapałem się z jakąś dziwaczką na korytarzu i kazali mi tu przyjść.
Ja: zapowiada się fajna zabawa.
L.T. Nie wiem jak odbierasz dobrą zabawę, ale u mnie w szkole nie ma takich odpałów.
Ja: To gdzie normalnie mieszkasz? - nie zdążył mi odpowiedzieć, bo właśnie otworzyły się drzwi od gabinetu dyrektora i wyszedł z nich wysoki, szczupły mężczyzna koło 40, w towarzystwie jakiejś dziewczyny. Zaraz, gdzieś już widziałam tą dziewczynę.
S: Panie dyrektorze to jest nowa uczennica. Kristin.
P.D.: Dzień dobry bardzo miło widzieć cię w naszej szkole. Zaraz kogoś wyślę by mógł pokazać Ci szkołę i mamy nadzieję, że będziesz nadal tak dobrze się uczyć jak w poprzedniej szkole - nie słuchałam go zbytnio uważnie, bo całą uwagę skupiłam na dziewczynie. To ta sama dziewczyna co na lotnisku. To była Daniell... To na pewno moja siostra. Nie zdołałam nic jednak powiedzieć, bo dziewczyna się na mnie rzuciła i zaczęła mnie ściskać. Louis siedział osłupiały:
L.T.: Jakbym wiedział, że tak lubi przytulać obcych to był ją przytulił. Przynajmniej nie dałaby mi kopniaka w dupę.
D : Sam się o niego prosiłeś.
P.D.: Spokojnie. Dziewczyny znacie się.
Ja: Chyba nie.
P.D.: Trudno się mówi. Appis oprowadź nową po skzole - gdy tylko wyszłyśmy z sekretariatu spojrzałam na nią.
Ja: To jednak ty. Daniell - rzuciłyśmy się sobie w objęcia.
D: To takie niesamowite, że w końcu jesteś.
Ja: Ale się zmieniłaś siostrzyczko.
D: Ale styl pozostał.
Ja: Boże tęskniłam za tobą - zaczęłyśmy iść korytarzem.
D: Ja też za Tobą. Jak się tu znalazłaś?
Ja: To bardzo długa historia.
D: Nie mieszkasz w sierocińcu?
Ja: Nie adoptowano mnie i dlatego tu się przeniosłam.
D: To niesamowite. Zerwijmy się stąd. Choć gdzieś pogadać - bez wahania poszłam z siostrą. Musiałyśmy sobie wszystko opowiedzieć. Po drodze, na korytarz wyleciała jakaś nauczycielka.
P.N.: A ty gdzie się wybierasz?
D: Do sklepu - odpowiedziała najspokojniej w świecie. Nauczycielka założyła ręce i kontynuowała, a ja stałam i milczałam.
P.N. A można wiedzieć po co?
D: Po taśmę - przysłuchiwałam się ze zdumieniem. Znając Daniel zaraz coś jej powie.
P.D. Po co Ci taśma w czasie lekcji?
D: Żeby zakleić pani jadaczkę, bo wkurza mnie pani skrzekliwy głos - siostra złapała mnie za rękę i dalszą drogę do drzwi wyjściowych pokonałyśmy biegiem. Nauczycielka krzyknęła:
P.D: Masz u mnie bardzo duży minus Appis.
Ja: Przykro mi nie ma mnie jeszcze na listach w dzienniku - odkrzyknęłam i odwróciłyśmy się zobaczyć jej reakcję. Typiara stała jakby ją wmurowało. Już na dziedzińcu szkolnym przybiłyśmy sobie piątkę.
Ja: Nie wiedziałam, że jesteś taka wyszczekana.
D: Uczę się od najlepszych.
Ja: Jednak niewiele się zmieniłaś - dalej szłyśmy i się śmiałyśmy. Opowiedziałyśmy sobie wszystko po kolei jak było. Daniel mieszka u jakiś bogaczy. Chodzi na warsztaty taneczne. Ma wszystko czego zapragnie i faktycznie mogłam ją widzieć na lotnisku bo właśnie wtedy wracała od koleżanki poznanej na Twitterze. Nic się nie zmieniła. Nadal była moją młodszą, kochaną siostrą i teraz rozmawiałyśmy jakbyśmy nie widziały się tylko przez wakacje.
D: Co ty pierdzielisz adoptowali cię homoseksualiści?
Ja: Ale są bardzo mili i w ogóle to nic złego mieć inną orientację.
D: Ale siostra ja to wiem. Mój przyrodni brat jest homoseksualistą.
Ja: Ooo - zdziwiłam się.
D: Mieszka kilka domów ode mnie. I obiecał mi, że jak poukłada swoje życie to będę mogła mieszkać z nim.
Ja: A twoi przyszywani rodzice?
D: hmm są fajni. Ale nie zawsze się dogadujemy. Moja macocha ma raka i pewnie niedługo umrze.
Ja: Przykro mi - przytuliłam ją do siebie.
D: Na początku była to dla mnie tragedia. Najpierw nasi rodzice. potem straciłam ciebie. JJ się wyprowadził i nasza matka ma raka... Ale teraz odzyskałam ciebie a mój brat pozwoli mi mieszkać u niego.
Dalej rozmawiałyśmy nadal o wszystkim. Po południu wydzwaniali do mnie chłopcy, bo chcieli wiedzieć jak w szkole. Wróciłam normalnie do domu, ale od razu przyznałam się, że nie byłam w szkole, bo spotkałam swoją rodzoną siostrę. Zamiast opierdolingu miałam happying. Chłopcy byli szczęśliwi i chcieli jak najszybciej poznać moją siostrę.
Jc: Ja też mam siostrę. Młodszą. I za niedługo będziesz miała okazję ją poznać.
Ja: Chętnie ją poznam.
Hha moge zostać medium lub wròżką bo już się domyślam tego i owego do następnego :-*:-*
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM <33333333333333333
OdpowiedzUsuń