środa, 27 listopada 2013

C.D.

- Pewnie mnie nie znasz - powiedział chłopak, nieśmiało, ale z pewnym siebie akcentem.
Ja: Jesteś Niall Horan z One Direction - skwitowałam zdawkowo. Zdenerwowana faktem, że jakiś idiota z piątki pajaców, śmiał mnie tak wystraszyć. Zastanawiam się czego ode mnie chce.
N.H.: Znasz mnie więc nie jest źle - uśmiechnął się, rozluźniony.
Ja: Nie cieszyłabym się zbytnio - zastanawiam się czy przypadkiem Lou go nie wysłał na zwiady, ale to idiotyczny pomysł. Lou na pewno o mnie zapomniał. Ułożył sobie życie i nie pamięta o mnie - wmawiałam sobie. - Czego chcesz? - warknęłam, a chłopaka wyglądał jakby teraz zastanawiał się czy na pewno ma powiedzieć to co chce powiedzieć.
N.H. Jestem twoim wielkim fanem i chciałem cię poznać. Jedyny sposób to przyjechać na twój koncert, a że jestem również sławny to nie było łatwe. Menager załatwił mi wejściówki tutaj, żebym mógł bezpiecznie zaczekać na koncert bez zagrożenia tłumem fanek - powiedział to prawie że na jednym wydechu.
Ja: Spoko. W takim razie możesz spokojnie sobie tutaj czekać. Ja muszę wracać na scenę - chciałam już odejść kiedy chłopak złapał mnie za rękę.
N.H. Poczekaj. Przyjechałem tu... Przyjechałem, bo...
Ja: No dalej wyduś to z siebie - powiedziałam stanowczo.
N.H.: Przyjechałem tutaj poznać swoją idolkę. Mogłabyś mi poświęcić przynajmniej chwilkę - powiedział z uroczym uśmieszkiem.
Ja: Po koncercie - odwróciłam się i odeszłam. Dlaczego mu to zaproponowałam? Dlatego, że był przystojny? Czy dlatego, że jest blisko Louisa? Nie ważne. Chociaż jego odpowiedź, teraz wydała mi się zbyt wyuczona. Powiedział ją zbyt gładko i szybko. Tak jakby chciał powiedzieć zupełnie coś innego.
Odpędziłam od siebie te myśli i wskoczyłam z powrotem na scenę. Na koncercie oczywiście dałam z siebie wszystko, mimo, że myśl o tym, że Niall jest gdzieś tam nie dawała mi spokoju.

***
Ja: Hej Niall wiem, że obiecałam spotkanie po koncercie, ale nie mogę dłużej zostać - próbowałam się wykręcić.
N.H.: A co ty na to, żeby spotkać się jutro? - spytał niepewnie i z żalem w głosie. - Masz jakieś plany?
Ja: Akurat jutro mam wywiad i potem sesje więc nie bardzo nam się uda - nie kłamałam. Włochy chciały wycisnąć ze mnie wszystko co się da.
N.H.: Jeszcze pojutrze mam wolne a potem też wracam do pracy - w jego głosie było coś takiego, że chciało się tego słuchać.
Ja: Dobrze to spotkajmy się pojutrze - na jego twarzy pojawił się uśmiech, mimowolnie odwzajemniłam go.
N.H.: To do zobaczenia - pomachał mi. - Świetny koncert. Cieszę się, że przyjechałem.
Ja: Niall! - krzyknęłam za nim.
N.H.: Tak? - zatrzymał się zszokowany.
Ja: Co cię sprowadza aż do Włoch?
N.H.: Twój koncert - uśmiechnął się i poszedł dalej przed siebie.
W jego kroku była wyrobiona pewność siebie, ale sposób w jaki ze mną rozmawia sugeruje, że Niall wcale nie jest tak pewny siebie. Otrząsnęłam się z transu i wróciłam do garderoby po rzeczy. Jestem wykończona. Na szczęście fani dawali mi energię i wspierali mnie na scenie. Już dawno nie czułam tak wspaniałego uczucia. Zaczęłam nawet żałować, że kiedyś myślałam o samobójstwie. Chociaż teraz też nie wszystko było idealne, nie mam już takiego poczucia samotności. Zaczynam wszystko od nowa, a kto wie gdzie mnie to doprowadzi. Może w końcu odnajdę swoje szczęście poza sceną... A może w końcu poczuje coś silniejszego... Tylko żeby znalazł się jakiś fajny facet, który by mi to umożliwił. Po pierwsze muszę skończyć myśleć o Lou, on już znalazł swoją miłość. Teraz czas na mnie.

Przepraszam, że tak krótko, ale niestety życie szkolne nie pozwala mi na poświęcenie więcej czasu na pisanie tego opowiadania. 
Mam nadzieję, że się podoba i do następnego :-)  

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 11

Panie i Panowie
Postanowiłam, pod wpływem próśb, zaklinań i dręczenia, wznowić to opowiadanie. Po kilku miesiącach nieobecności, nadeszła era weny... Mam nowe pomysły, nowe wątki i historię. Dlatego też mam nadzieję, że będzie wam się podobało i będziecie to czytać.
Dziękuję za wsparcie i miłe słowa :-)
Chciałabym też szczególnie podziękować Jewel i Marzenie, bo to dzięki wam, postanowiłam w końcu coś dodać :-)
Kocham was :-*


***
 Obudził się cały zlany potem. Zdezorientowanym wzrokiem, omiótł pokój. Jego wzrok powoli przyzwyczajał się do ciemności, panującej w pomieszczeniu. Wytężył słuch... jak zwykle cisza.
Wstał, wcisnął nogi w kapcie stojące koło łóżka i zszedł na dół, do kuchni, napić się czegoś. Ciągle w myślach miał ten sen... Sam nie wiedział dlaczego akurat jemu to się przyśniło, ale ten sen go tak poruszył, że postanowił coś z tym zrobić. Wyciągnął z lodówki sok i wypił sporą ilość naraz, sam się dziwiąc jak jeden koszmar może wysuszyć gardło. Wyjrzał przez okno i pokręcił gwałtownie głową, chcąc odpędzić głupie pomysły. Sam nie wiedział po co wyjrzał. Może spodziewał się, że kogoś zobaczy, ale przecież jest środek nocy. Nikt normalny nie stałby akurat pod jego domem. Minęło dopiero kilka dni, a on już miał dość tej samotności. Nie dla niego było takie życie. Zawsze otoczony gromadką wariatów i fanami, a teraz cisza i spokój. Nawet jednej żywej duszy w domu... Użalając się nad sobą wrócił do łóżka i szybko zasnął.

***
Wyjątkowo dobrze mi się spało. Wstałam i rozejrzałam się. Od razu pomyślałam o tym, że Dan już nie śpi. Poszłam pod prysznic, ubrałam się i wyszłam na korytarz. Nagle obok mnie pojawił się ochroniarz:
- Jak się spało? 
Ja: Bardzo dobrze. Nie pamiętam kiedy tak ostatnio spałam - przeciągnęłam się. - Dan już nie śpi? 
- Nie. Czeka na panią w restauracji. 
Ja: Tylko nie panią. Jestem Kristin, ewentualnie Kris - uśmiechnęłam się i poszłam za ochroniarzem. W gruncie rzeczy kariera już mnie nudziła. Ciągłe loty, zmiana hoteli, miejsc koncertów i ludzi, którzy nigdy nie zostawali na dłużej. Nie licząc oczywiście mojej ekipy, która jeździła ze mną na całą trasę koncertową. 
Na szczęście hotel był na bardzo wysokim poziomie i żadni fani nie przedostali się do środka. Chociaż kilka osób poprosiło mnie o autograf, ale byli to klienci hotelu. Cieszyłam się z tej chwili prywatności i spokojnego śniadania z Dan.
D: Jak się czujesz?
Ja: Bardzo dobrze. Dawno już tak nie spałam.
D: Dzwoniłaś do Marco i Jacka?
Ja: Nie. W sumie ostatnio trochę się posprzeczaliśmy.
D: Kris zadzwoń do któregoś. Nie pozwól, żeby wasze relacje się pogorszyły.
Ja: To nie jest takie łatwe. Wiem, że dali mi wszystko, ale ostatnio... Zmieńmy temat. Mam dziś za dobry humor na takie rozmowy - nie chciałam mówić siostrze, że ostatnio mam różne myśli. Mam już dość swojego życia i chętnie bym coś zmieniła. Najchętniej zostałabym sama i nigdy by już mnie nikt nie zobaczył.
D: Jak chcesz - powiedziała z uśmiechem - To co najpierw miasto, a potem wrócimy na próbę generalną? 
Ja: Zakupy z Tobą? Kpisz sobie? 
D: Nie to nie. 
Ja: Ja jestem na poziomie... Z czym do ludzi... No pewnie, że idziemy - roześmiałyśmy się.

***
D: Kris widzisz tego chłopaka? 
Ja: Którego? - zaczęłam się rozglądać, ale przez ten tłum ludzi nas otaczających, nie byłam w stanie namierzyć żadnego konkretnego chłopaka. 
D: Stoi tam - Daniell dyskretnie wskazała palcem. Stał tam jakiś typek w fullcapie i ciemnych okularach i z pewnością nas obserwował. 
Ja: Chłopak jak chłopak - skwitowałam i dalej próbowałyśmy przepchać się do sklepu. 
D: Ale on jest jakiś podejrzany. Widzę go już któryś raz i zawsze tylko stoi z boku i cię obserwuje.
Ja: Może jest z jakiegoś czasopisma. 
D: Nie sądzę - powiedziała z autentycznymi obawami. - Nie ma aparatu ani kamery. Kris zrób coś z tym.
Ja: Dobra dobra - cieszę się że przynajmniej jedna osoba o mnie myśli. - Przepraszam, mógłbyś tak bardziej zwracać uwagę na tego chłopaka czy gdzieś jeszcze się nie pojawi przypadkiem? - spytałam ochroniarza. 
- Oczywiście. 
Udało nam się zrobić jakieś zakupy. Muszę przyznać Manchester ma szalonych obywateli. Jedna fanka żeby się ze mną zobaczyć przepchała się przez tłum, udając moją agentkę. Fani są szaleni. 
Ja: No nie wierzę - powiedziałam przejęta i pokazałam Dan iPhona, żeby mogła zobaczyć kto dzwoni.
D: Odbierz - zaśmiała się. - Będą niezłe jaja.
Ja: Nie odbiorę. Chyba śni. 
D: To ja odbiorę. Będzie ubaw.
Ja: Nie... No dobra ja odbiorę - uspokoiłam śmiech. - Halo? 
J.B.: Kris, dzwoniłem do Ciebie kilka razy. Dzięki że w końcu odebrałaś.
Ja: Wiesz byłam zajęta. Trasa koncertowa wywiady itp. - Myślałam że Dan padnie ze śmiechu.
J.B. Myślałem, że się pogniewałaś, albo unikasz kontaktu ze mną.
Ja: Nie nie to nie tak. Ja po prostu... wiesz jak jest. Ledwo co masz czas odpocząć - zaczęłam się "tłumaczyć" a Dan świetnie mnie parodiowała. Musiałam ostro powstrzymywać śmiech. 
J.B. A miałabyś czas się może spotkać? 
Ja: hmmm.... Wiesz Justin. Ja jestem w Anglii i nie wiem kiedy wrócę.
J.B. Przylecę do Ciebie. Mam małą przerwę.
Ja: Mam bardzo napięty grafik. O przepraszam wołają mnie na scenę. Pa - szybko się rozłączyłam i wybuchłam śmiechem. 
D: Czego chciał? 
Ja: Spotkać się. - zaczęłyśmy iść korytarzem w stronę sceny.
D: Daruj go sobie. Słyszałam, że nadal coś ma do Seleny.
Ja: Dan proszę cię. Ja i Bieber? Sorry nie ta bajka - na scenę weszłyśmy żartując. 
Uwielbiam próby generalne. Zamiast się skupić na próbie zawsze się wygłupiamy i staram się rozluźnić atmosferę. Nigdy z Daniell nie mamy mocnej tremy, ale nasza ekipa ją ma przed każdym występem. Byliśmy w połowie próby gdy Dan do mnie nagle podeszła, nie trzymając się układu.
D: Kris to ten typek - powiedziała przerażona.
Ja: Gdzie? - Dan pokazała głową na widownie. Faktycznie siedział tam ten koleś. Serce zabiło mi mocniej. Siedział tam w czapce z kapturem i w okularach. 
Ja: Poczekaj 
D: Kris nie idź tam sama
Ja: Idę po ochroniarza. Spokojnie. - Podeszłam do Josha - co to jest za koleś na widowni.
J.: Nie wiem, ale na pewno musiał mieć przepustkę. Może to czyjś syn
Ja: On mnie śledzi.
J: Co? To niemożliwe.
Ja: Był na mieście. w galerii też go widziałam i znowu. 
J: Sprawdzę to, a ty tu zostań. 
Ja: Nie. Idę z Tobą.
J: A jak to psychofan.
Ja: obronisz mnie
J: No dobra chodź. 

Daniell niespokojnie stała na scenie, obserwując jak zbliżam się do zakapturzonej postaci. Z każdym krokiem moje serce biło coraz mocniej, a chłopak chyba zorientował się, że zmierzamy do niego, bo nagle niespokojnie zaczął wiercić się na krzesełku, być może rozpatrując ucieczkę. Na pewno stwierdził, że za późno bo pozostał na miejscu, gdy tylko zbliżyliśmy się na jakieś 10 kroków od niego, wstał i wyprostował się. Był dość wysoki, na pewno miał z 180 cm, albo troszkę więcej. Czarne rurki, z niższym krokiem, ale bez przesady, obszerną bluzę z naciągniętym kapturem na czapkę i airmaxy. Mimo, że nadal powoli się zbliżaliśmy nie byłam w stanie rozpoznać kto to jest, a on pozostawał bez żadnych emocji. Nie wiedziałam, czy cieszy się, czy czeka na odpowiednią chwilę. Czy jest to ktoś mile nastawiony czy wręcz przeciwnie. Trudno było mi stwierdzić czy go kiedykolwiek już widziałam. Josh pierwszy do niego podszedł i zagadną:
- Przepraszam, ale czy ma pan pozwolenie na przebywanie tutaj?
Chłopak chwilę pzostawał bez ruchu. Byłam pewna, że spojrzał na mnie, mimo, że miał okulary przeciwsłoneczne. Uśmiechnął się. Widziałam już gdzieś ten uśmiech. Ten układ warg, te zęby... Zdawały mi się znajome. Najpierw sięgnął po okulary, aby je zdjąć. Gdy jednocześnie ściągnął okulary, a drugą ręką kaptur z czapką, zrobiłam wielkie oczy ze zdziwienia, a ze sceny można było usłyszeć zdumiony okrzyk. Był to...