piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 7

Ze względu na fakt, że weszło już na ten blog 200 osób, chciałabym napisać dla was specjalny rozdział. Mam nadzieję, że wyjdzie jakoś fajnie, bo chciałabym żeby było to dla was zaskoczenie. Dla podkręcenia akcji dodam, że minęło już dwa miesiące odkąd Daniell i Kristin spotkały się w szkole. Oto szybki przegląd wydarzeń:

I
Ja: Hej Dan. Wchodź - przywitałam siostrę pod samą bramą. Nie mogłam już się doczekać momentu, w którym przedstawię ją Marco i Jackowi. Daniell jak zwykle na mój widok była roześmiana od ucha do ucha.
D: Wiesz, że mój brat chciał dzisiaj się ze mną spotkać? Ale odmówiłam, bo powiedziałam, że mam już plany. Chciał mi kogoś przedstawić.
Ja: Ale mi głupio. Może to coś ważnego.
D: Przestań. Co jest ważniejszego od spotkania się z siostrą i to rodzoną. Ale masz ogromny dom - dodała, patrząc na budynek, który akurat ukazał się naszym oczom. - Mój jest duży, ale ten jest ogromny. Mój brat chciał mieć taki.
Ja: To czemu nie ma?
D: Nie wiem czy nie ma. Nie byłam jeszcze u niego w domu. Rodzice wyłożyli sporo kasy na niego, a poza tym pracuje jako fotograf i sam wiele zarabia - chciałam dalej ciągnąć temat, ale właśnie przez drzwi wejściowe wyszli chłopcy. Roześmiani od ucha do ucha z entuzjazmem i to nie udawanym, podeszli do nas.
Jc: To na pewno jest Daniell.
Mc: Ale jesteście podobne.
D: Cześć jestem tą Daniell. Siostra Kris.
Mc: Miło nam cię poznać. To co wejdźmy do środka. Chwilę z wami zabawimy i damy wam spokój.
Cały dzień spędziłam z siostrą. Chłopcy z początku chwilę z nami posiedzieli, ale potem taktownie udali, że mają coś do roboty. Dan była bardzo podekscytowana i szczęśliwa, że chłopcy ją zaakceptowali. Pozwolili jej nawet nocować u nas kiedy by tylko chciała, o ile rodzice zastępczy jej pozwolą. Jack zaproponował, że może zaprojektować jej pokój. Daniell jak najbardziej była na tak, bo zazdrościła mi mojego pokoju. Ona sama podobno nie miała tak wypasionej sypialni.

II
Pewnego dnia w szkole, przewodnicząca szkolnej elity tworzyw sztucznych, podeszła do mnie i do Daniell:
T.S(czyt. Tworzywo Sztuczne) Nie wierzę że to mówię, ale może wpadniecie do mnie na imprezę? Organizuje w weekend taką małą domówkę. - Wymieniłyśmy z Dan spojrzenia i powiedziałyśmy.
- Nie dzięki.
T.S.: Nie możecie powiedzieć nie dziękuje.
Ja: No dobra to samo nie.
D: No właśnie skoro nie uznajesz gestów kultury.
T.S.: Ja was zapraszam a wy mi odmawiacie?
Ja: No tak - zwróciłam się teraz do siostry - faktycznie w tej waszej szkole macie mało kumate osoby.
T.S: Ja wszystko zakumate - klepnęłam się w czoło:
Ja: Chyba ty wszystko zakumałaś?
T.S.: Ja muszę iść na spotkanie cheerleaderek. To co widzimy się w sobotę?
Ja: No nie.
D: Hej lala chyba cię pogięło w dupie jak myślisz, że przyjdziemy produkować tworzywo sztuczne.
T.S.: Ale my nie będziemy eksperymentować - ściszyła głos i zbliżyła twarz do nas - tak szczerze to nie jesteśmy zbyt dobre z chemii - pożegnała się i poszła.
Ja: o ja pierdziele. Co to było?
D: Witaj w naszej szkole. Tak właśnie wygląda elita.
Ja: Może zrobimy anty-imprezę plastików?
D: Ale chyba u ciebie, bo u mnie macocha chora to nie bardzo.
Ja: ok. Pogadam z Marco.
D: Pogadaj z Jackiem. On chyba jest milszy.
Ja: Obaj są spoko.
D: Mój brat homoseksualista też jest spoko.
Ja: Taki urok homoseksualistów.

III
Zgodziłam się, żeby poznać macochę Daniell. W sumie jej ojczyma znałam dość dobrze ze szkoły. Zajęło mi tydzień, zanim zorientowałam się dlaczego Dan tak lubi chodzi do dyrektora. Oczywiście już z początku dowiedziałam się, że dyrek to jej ojczym, ale nie spodziewałam się, że mają taki dobry kontakt. Ich relacje wyglądały raczej jak kumpel - kumpel niż ojczym - pasierbica. Kiedyś zrobiłyśmy żart pani L.L. ( dla przypomnienia pani od angielskiego - Ladacznica Ludowa). Podłożyłyśmy jej zamiast poduszki na krześle, poszewkę, wypełnioną budyniem czekoladowym. Gdy tylko usiadła, od razu budyń rozpłynął się po jej jasnych spodniach. No i od razu całą wina poszła na mnie i Daniell. Pamiętam to jakby było to wczoraj. Od tamtej pory jej życie stało się piekłem. Myślała, że Dan to istota z piekła rodem, ale jak dowiedziała się, że jesteśmy dwie to już w ogóle myślała, że diabeł wziął ją żywcem do swoich pól piekielnych. Obydwie wylądowałyśmy u Natha, ojczyma Daniell. Był dla nas bardzo miły. Pochwalił nasz żart i zrobił gorącej czekolady. Oczywiście mógłby poprosić sekretarkę, ale wolał zrobić to osobiście.
Już nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć gdzie mieszka moja siostrzyczka.
Ja: Chłopcy ja już będę jechać.
Mc: Może pojedziesz z kierowcą?
Ja: Proszę pozwólcie mi w końcu pojeździć na desce.
Jc: A nie zrobisz sobie krzywdy?
Mc: Nie zabłądzisz?
Odpowiedziałam na ich pytania, wskazując palcem, najpierw na Marco, potem na Jacka.
Ja: Nie i nie. Dan mieszka dwie ulice ode mnie i wysłała mi skan z GPS'a - pokazałam zdjęcie na moim Smartphone.
Mc: Jej rodzice... Znaczy się zastępczy rodzice - poprawił się. - Są bardzo bogaci, skoro mieszkają na tej dzielnicy.
Ja: Przecież mówiłam wam, że jej ojczymem jest Nathan, dyrektor naszej szkoły.
Mc: A no tak.
Jc: Jego żona, jest chyba aktorką?
Ja: A wiesz, że nie mam pojęcia.
Mc: Na pewno to ona. Nathan czasem bywa z nią na jakiś bankietach. Ale ona jest chora.
Jc: Faktycznie, ma chyba raka.
Ja: Tak to ona - przyznałam smutno. - Wybaczcie ja już zmyka.
Wyszłam z salonu i wzięłam z holu moją deskorolkę, którą już wcześniej zniosłam z góry, nie przyjmując odmowy od chłopaków.
 Jakoś wyjątkowo dobrze mi się jechało. Na początku bałam się, że zapomniałam jak się jeździ, bo jeszcze nie miałam okazji wypróbować mojego nowego sprzętu. Oczywiście gdy wyjeżdżałam z naszej posesji, panowie z ochrony, którzy siedzieli w służbówce, koło bramy, krzyczeli za mną, żebym się nie zabiła, przypadkiem. Skręciłam odważnie w lewo i skierowałam się w stronę ulicy, w którą musiałam potem skręcić. Dla upewnienia wyjęłam telefon, aby sprawdzić na zdjęciu.
Byłam jednak na tyle nierozważna, że nie zatrzymałam się. Znaczy się zatrzymałam się ale na jakimś chłopaku.  Cała czerwona i leżąc na ziemi wyjąkałam.
Ja: Przepraszam.
L.T.: Nic nie szkodzi - o nie to ten sam koleś co w szkole. Pomógł mi się podnieść - Twój telefon i deska - podał mi przedmioty, podniesione z ziemi. - Nic ci się nie stało?
Ja: Nie. To ja powinnam martwić się o ciebie. Prawie cię zabiłam.
L.T.: Ale to by była piękna śmierć z rąk ładniej dziewczyny - zarumieniłam się. _ Ale na wszelki wypadek nie rób na razie prawka - zażartował i uśmiechnął się, tym swoim słodkim uśmiechem.
Ja: Dzięki - odwzajemniłam uśmiech. - Musze już zmykać. Wybacz Louis, ale jestem już umówiona - wskoczyłam na deskę i powoli ruszyłam.
L.T.: A ze mną kiedy się umówisz? - krzyknął za mną.
Ja: Może niedługo - odkrzyknęłam, już prawie skręcałam ale usłyszałam jeszcze
L.T.: Uważaj na siebie.
Szybko dojechałam pod wyznaczony adres. Przy bramie na ławce siedziała Daniell.
D: No w końcu. Co ci się stało?
Dopiero teraz zauważyłam, że mam całe spodnie uwalone na kolanach.
Ja: Mały wypadek - schyliłam się po deskę.
D: Ale zajebista. Czy ty wszystko musisz mieć fajne?
Ja: No pewnie. Siostrę też mam fajną.
Daniell zaprowadziła mnie do swojego domu. Tez był niczego sobie. Zdecydowanie mniejszy od mojego, ale na brak miejsca nie mogła narzekać. Dom był full wypas. Tez miała trochę rozrywek zapewnionych. Gdy tylko przedstawiła mnie swoim adopcyjnym rodzicom, poszłyśmy do niej do pokoju, abym mogła się przebrać. Jej sypialnia nie była najgorsza.
Ja: wow trochę różowo. 
D: Spadaj. Chcesz te ciuchy czy nie?
Ja: No tak tak, ale coś w czym będę mogła swobodnie poruszać się na desce.
D: No tak i wpadać na jakiś obcych idiotów. 
Ja: Nie obcych. To był Louis.
D: Ten idiota z wymiany? O mój Boziu jaki to jest pajac. 
Ja: On jest z wymiany? Myślałam, że jest u cioci.
D: Bo mieszka u ciotki, ale przyjechał na wymianę, jako, że należy do klubu sportowego.
Ja: Co trenuje?
D: No oczywiście piłkę nożną. Nie ma to jak 22 spoconych pajaców biegających za jedną piłką. 
Ja: Nie lubisz piłki nożnej?
D: Lubię, ale on jest taki przesłodzony. 
Ja: Nie znam go, więc nie oceniam.
Cały dzień spędziłam u siostry i było super. Gadałyśmy o imprezie, którą miałam zorganizować. Oczywiście chłopcy się zgodzili. Nawet powiedzieli, że zmyją się na całą sobotę, żebyśmy mieli swobodę. Nie chciałam ich wyganiać z domu, dlatego umówiliśmy sie, że po prostu nie będa zbliżać się w okolice, domowego klubu.

IV
Dzisiaj zorganizowałyśmy imprezę. Oczywiście moja siostra pomogła mi wszystko przygotować. Zaproszeni zostali wszyscy. Nawet niektórzy z ulicy. Przepustką były okulary przeciwsłoneczne, które przygotowałyśmy z Daniell. Zamówiłyśmy 200 par okularów przeciwsłonecznych z diamentowym: K&D z boku. Oczywiście wszyscy bardziej rajcowali się nasza imprezą niż imprezą plastików, która odbyła się tydzień temu. Oczywiście nie poszłyśmy na nią. 
Louis od kilku dni próbował się ze mną umówić, więc jego też zaprosiłyśmy. Zabawa była przednia, no i oczywiście przyszła masa ludzi. Marco z Jackiem zorganizowali dla nas niespodziankę, bo atrakcją wieczoru był Usher. Razem z Dan uwielbiałyśmy go, dopóki nie zaczął promować Justina Biebera. Chociaż nic nie mamy do niego, jest wokół niego za duży szum. Koncert był niesamowity, no i Usher poprosił mnie żebym z nim zaśpiewała. To na pewno sprawka Jacka, który pchał mnie w stronę kariery. 
Po prywatnym koncercie, dyskoteka trwała dalej. Zagrali wolną piosenkę no i oczywiście Louis poprosił mnie o taniec. Dan tańczyła z jakimś przystojnym blondynem.
L.T: Dziękuję, że zgodziłaś się ze mną zatańczyć - powiedział delikatnie mnie obejmując. 
Ja: Nie ma sprawy - miał bardzo delikatny uścisk. 
L.T.: Przynajmniej możemy spokojnie porozmawiać.
Ja: No tak przez trzy minuty. 
L.T.: Wow to chyba rekord. Jeszcze nigdy chyba nie poświęciłaś mi tyle czasu. 
Ja: Po prostu jestem tutaj nowa i nie mam czasu jak na razie na nic. 
L.T.: Ja to rozumiem. A znajdziesz czas, żeby spotkać się ze mną i pogadać.
Ja: Myślę, że da się zrobić. Nadal nie odpowiedziałeś mi skąd pochodzisz.
L.T.: Z Anglii z Doncaster. 
Ja: Oo - czy on musi pochodzić z kraju, który tak bardzo chciałam zobaczyć? - Długo tu zostaniesz?
L.T.: Do końca tej piosenki. Potem zmykam - uśmiechnęłam się.
Ja: Miałam raczej na myśli wymianę. 
L.T.: Wiem ale chciałem zobaczyć twój uśmiech. - zarumieniłam się.
Ja: To na ile jeszcze zostajesz?
Znowu nie zdążył mi odpowiedzieć, bo piosenka się skończyła. Ładnie mi podziękował za taniec i skierował się w stronę wyjścia. Nie chciałam, żeby to wyglądało jak historia Kopciuszka, w wersji męskiej więc podbiegłam do niego.
Ja: Poczekaj - zatrzymałam go i stanęłam na przeciwko niego.  - Odpowiedz na moje pytanie.
L.T.: Dwa miesiące - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. 
Ja: Dziękuję i dziękuję, że przyszedłeś. Do zobaczenia. 
Impreza trwała do 4 rano. I była, jak to twierdzi połowa szkoły, impreza z epickim rozmachem, która zapisała się w historii, jako wydarzenie roku. Daniell powiedziała, że miesiąca, bo już planowała kolejną imprę u mnie w domu. 

Ok to już wszystko. Mam nadzieję, że jakoś wyszło spoko. A jeśli wyszło dupnie to przepraszam. Kolejny rozdział będzie już normalnie napisany. I tak jak napisałam na początku, będzie to już kontynuacja historii, przeskakując o dwa miesiące. 
Dziękuję, że czytacie moje wpisy i liczę na komentarze :-D 




4 komentarze:

  1. ołki dołki wszystko spoko zajebiście i w ogóle ale gdzie do jasnej gwiazdy porannej kolejny rozdział ;D:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdzialik zawalisty... Po prostu boooskii.. Czekan na następny... Kiedy będzie????

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że jak będę miała wenę w nocy to gdzieś nad ranem się ukaże :-) i dzięki za ładne słowa :-) Jesteście Kochane <3

    OdpowiedzUsuń