czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 10

Mam wrażenie, że pomysł na tego bloga właśnie mi się wypalił... Postanowiłam zakończyć to opowiadanie 10 rozdziałem. Biorąc pod uwagę, że to rozdział pożegnalny, mam nadzieję, że będzie wyjątkowy i mi się uda... Oczywiście możecie wyobrazić sobie zupełnie inne zakończenie.
Dziękuję, że czytaliście to opowiadanie i zapraszam na:
http://die-young-or-live-forever.blogspot.com/
http://czas-na-nienawisc.blogspot.com/

A oto moje zakończenie:


Lot był nudny i męczący... Mam już dość latania samolotami, przemieszczania się z miejsca na miejsce, mam dość swojego życia... Nie mam prawdziwych przyjaciół... ciągłe wyjazdy, wywiady, koncerty, tłumy piszczących fanek i fanów...
Gdy tylko wysiadłam na lotnisku od razu pożałowałam, że tu przyleciałam. Louis przecież chodzi z Elenor, a o mnie już zupełnie zapomniał.
Mc: Hej Skarbie - odezwał się Marco, gdy tylko odebrałam od niego telefon. - Bezpiecznie doleciałaś?
Ja: Tak - moja odpowiedź była wyjątkowo wesoła.
Mc: Widzę, że humor ci dopisuje?
Ja: Nie widzisz bo oczywiście nie mieliście czasu mi towarzyszyć - coraz częściej miałam im za złe, że ciągle pracują. Gdy ja mam wolne, oni siedzą w pracy i na odwrót.
Mc: Ale przecież Daniell jest z tobą
Ja: Daniell zawsze jest obok, bo to nazywa się przyjaciółka.
Mc: Ale...
Ja:  Dan jest moją rodziną. Prawdziwą i osobą która jako jedyna mnie kocha - rozłączyłam się i popatrzyłam przed siebie. Wzięłam głęboki oddech, ściskając rączkę walizki i powiedziałam:
Ja:  Idziemy?
D: Jasne - uśmiechnęła się i wsiadłyśmy do limuzyny, która już czekała. Nasz ochroniarz już siedział z przodu. Jazda do Doncaster była dość długa. Cały czas siedziałam i patrzyłam przed siebie. Dan tradycyjnie spała.  W głowie miałam tylko moje życie i pytanie czy robię dobrze. Podświadomie wiedziałam dlaczego tak bardzo zapragnęłam zobaczyć Louisa, ale bałam się do tego jeszcze przyznać. Daniell spała i równomiernie oddychała, a ja zastanawiałam się nad tym, co się dzieje w moim życiu... Ciągle coś jest nie tak. Ciągłe problemy i kłótnie. Nawet już z Marco i Jackiem nie rozmawiałam normalnie. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy... Wspomnienia coraz bardziej bolały, bo wiem, że nigdy nie wrócę te czasy. Nie udane związki... hejterzy... kpiny i docinki... Tylko Dan zawsze była przy mnie, ale i to już się kończyło. Ma swoją karierę i nie zawsze może być blisko.
K: Dojechaliśmy na miejsce.
Wysiadłam przed domem Lou.
D: Zostawię was samych. Pogadaj z nim.
Ja: Dzięki.
Siostra wsiała z powrotem do samochodu, a ja podeszłam do drzwi. Zapukałam i z bijącym sercem czekałam aż ktoś mi otworzy. Drzwi zaczęły się uchylać i zauważyłam twarz Louisa:
L.T. Kristin? - spytał zaskoczony, a do moich oczu napłynęły łzy.
Ja: Cześć - tylko tyle zdołałam wydusić z siebie.
L.T.: Są u mnie kumple, ale wchodź. Nie stój tak - otworzył szerzej drzwi, bym mogła swobodnie wejść do środka. W salonie siedziało całe te jego One Direction.
L.P.: O rany to Kristin Apis.
H.S.: Louis nam opowiadał o tobie. Cześć jestem Harry. - Poczułam się jak w środku jakiegoś tornado. Wszyscy podchodzili i się witali. Śmiali się żartowali i było normalnie. Już dawno nie czułam takiej atmosfery, ale bolało mnie to, że Lou nie może porozmawiać ze mną na osobności. Chłopcy zaproponowali mi drinki, więc powoli z każdym kieliszkiem, wszyscy czuli szum w głowie. Lou, Liam i Zayn, wyszli na zewnątrz żeby się przewietrzyć, a ja zostałam sam na sam z Harrym i Niallem.
H.S.: Kristin czemu olałaś Lou?
Ja: Ja go olałam? - spytałam z uśmiechem, bo byłam już trochę wcięta.
N.H.: Strasznie to przeżywał - przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Nie wiedziałam że Lou za mną tęsknił.
H.S. On cię kochał - poczułam się tak jakby ktoś przywalił mi z liścia.
Ja: My byliśmy tylko przyjaciółmi.
H.S. Kristin to ty chciałaś być tylko przyjaciółką.
N.H.: Gdybyś go nie zbywała bylibyście razem, a tak związał się z Elenor.
H.S: Byłaś i nadal jesteś jego pierwszą i najważniejszą miłością - łzy zaczęły cisnąć mi się do oczu.
H.S.: Teraz jest z Elenor i w końcu mu się układa, ale i tak nie mogę patrzeć jak cierpi, bo nadal myśli o tobie.
Ja: Ja... Nie mogę - wstałam i chciałam odejść.
N.H.: Wybacz za dużo wypiliśmy. Nie powinniśmy.
Ja: Spokojnie nie gniewam się. Powiedzieliście prawdę - zapłakana wyszłam na zewnątrz. Podeszłam do Lou i nie zwracając uwagi na chłopaków pocałowałam go. Najczulej i najnamiętniej jak umiałam, a moje łzy dawały słony posmak temu pocałunkowi. Odsunęłam się od chłopaka z wielkim żalem i spojrzałam na niego. Był w szoku tak jak Zayn i Liam, a także Harry i Niall, którzy wyszli za mną.
Ja: Ciesze się, że was poznałam - świeże łzy popłynęły po moich policzkach. - Żegnajcie.
Nie odwróciłam się, ale i tak wiedziałam, że żaden z nich nie poszedł za mną. Skierowałam się prosto przed siebie. Nie myśląc dokąd dojdę szłam i szłam. Szala właśnie przeważyła... wystarczyło kilka tych dodatkowych łez... nienawiść w oczach Harrego, bo zraniłam jego przyjaciela. Zrozumienie w oczach Nialla ale i gorycz... Smutek i żal w oczach Lou ... Po prostu ja tak dłużej nie mogę.

***
D: Lou Lou!!! Otwórz!!! - waliła z całej pięści w drzwi chłopaka i z każdą sekundą denerwowała się coraz bardziej. Drzwi w końcu się otworzyły. 
L.T.: Dan co ty tu robisz?
D: Jest tu Kris?! Błagam powiedz że jest - mówiła z płaczem.
Z.M.: Nie ma jej tu... Poszła... 
Daniel osunęła się na ziemie i zaczęła zalewać się łzami, powtarzając "nie, nie nie". 
L.T.: Dam co się dzieje?
Z.M.: Dziewczyno co się stało? Powiedz - podszedł do niej i ją otulił ramieniem jednocześnie pomagając wstać. 
D: Musze ją znaleźć natychmiast! - nie myśląc wiele, odwróciła się i zaczęła biec przed siebie. W jej ślady najpierw pobiegł Zayn, potem Lou, a za nimi reszta zdezorientowanych chłopaków. 
H.S.: Lou co się dzieje? - spytał z zadyszką.
L.T.: Zaraz się dowiem. - podbiegli do Dan, która miała bardzo dobrą kondycje i Lou ją zatrzymał.
L.T.: Dan co się dzieje?
D: Nie mam czasu muszę ją znaleźć! - krzyczała zrozpaczona. 
N.H.: Chcemy ci pomóc - słowa chłopaka dotarły do niej i podała im list, który zaczęli czytać, zaglądając sobie przez ramiona, a ona zalewała się łzami. 

Droga Dan!
Nie potrafiłabym odejść bez pożegnania najważniejszej osoby w moim życiu  Kocham cię całym sercem i wiem, że będziesz silna. Nie współczuj mi i nie gniewaj się na mnie, ale tak będzie lepiej. 
Wiem, że wszyscy cię opuszczają... Rodzice, mama zastępcza... ale muszę to zrobić. Przynajmniej raz muszę pomyśleć o sobie i ulżyć sobie. 
Dziękuję, że zawsze byłaś przy mnie, że mogłam na ciebie liczyć i po prostu byłaś... Wszystko czego potrzebowałam to twój uśmiech, który widziałam w limuzynie (tak uśmiechałaś się przez sen). Pisząc ten list nie było mi łatwo. Łzy ściekały jedna po drugiej, ale myślę, że przynajmniej tak mogę wpłynąć na twoje sumienie. Wiedz że nie mam ci niczego za złe... Jesteś jedyną osobą, która nawet trochę się do tego nie przyczyniła. 
Proszę nie płacz gdy już mnie nie będzie, ale wspominaj każdą wesołą chwilę, którą przeżyłyśmy razem. Chcę żebyś pamiętała o naszych wygłupach... piciu pepsi, tymbarka, coli i długo godzinnych wygłupach na mieście... Śpiewaniu piosenek na cały głos i dzikich tańcach. 
Chcę żebyś właśnie taką mnie zapamiętała. 
Kocham cię Dan...
Żegnaj Pyszczuniu <3

Gdy tylko chłopcy doczytali bez słowa, rozbiegli się na boki i tylko Zayn został z Daniell pocieszając ją, że chłopcy ją znajdą. Po drodze wykonali setki telefonów, aby prosić o pomoc... Akcja poszukiwawcza trwała kilka minut, a Lou miał w głowie tylko wyrzuty, że tak ją potraktował... 
Koło północy znaleziono Kristin... Żaden z chłopaków na nią nie trafił tylko panowie z pogotowia. Było już za późno... Dziewczyna popełniła samobójstwo... Przed śmiercią wycięła na swoich kończynach napisy:
 " Stay strong" około pięćdziesięciu razy i w kałuży krwi, usnęła snem wiecznym. 

***
Dzisiaj wszyscy dowiedzieli się o śmierci Kristin Apis. Dziewczyny, która zawsze wydawała się silna i pewna siebie. Nikt: Daniell, Marco, Jack, Louis, Zayn, Niall, Liam, Harry (dla One Direction zawsze była idolką) nie potrafił zrozumieć dlaczego tak się stało. 
Daniell najbardziej cierpiała, bo wyrzucała sobie fakt, że nie zauważyła, że z siostrą jest tak źle. Psycholog powiedział, że ma początki depresji i martwi się o jej zdrowie.
Louis cierpiał wewnętrznie, bo nadal ją kochał i nigdy sobie nie wybaczy, że nie spotkał się z nią... Nie pogadał... Nie utrzymywał kontaktu...
Marco i Jack byli zrozpaczeni... Kristin pomogła im stworzyć normalny dom... pełen śmiechu i radości... Teraz musieli zająć się jej pogrzebem.
Fani nie wierzyli, że ich idolka, zmarła... Chodziły plotki o jej śmierci, ale jeszcze nikt, nie powiedział głośno, że to było samobójstwo. 
***
Dzień pogrzebu
Na pogrzeb przybyli wszyscy, ale tylko nieliczni przyszli pożegnać ją w Kościele. Nikt nie dbał o wygląd mimo, że przybyło wiele sław i wielkich osobistości. Wszyscy dzisiaj żegnali wspaniałą osobę, która dla wielu była wzorem, przyjaciółką, najważniejszą osobę... Nikt nie powstrzymywał łez. 
Gdy pastor dał znak, że można zabrać trumnę, Daniell nie wytrzymała... Rzuciła się na trumnę z dzikim płaczem krzycząc:
D: zabieram cię stąd Kaczorku. Nie oddam cię... Zabieram cię do domu!!! Tam ci będzie źle!! - Zayn podszedł i wyprowadził ją na dwór, pozwalając się kopać, szczypać i gryźć. Wiedział że tego teraz potrzebuje. Daniel potrzebuje się wywrzeszczeć.
Na cmentarzy, Jack, który kochał ją całym sercem podszedł do grabarzy i cały zapłakany powiedział:
Jc: Proszę nie zakopujcie jej za głęboko, bo będzie jej tam zimno i ciemno.
Mc: Jack chodźmy - podszedł i zabrał partnera, widząc jego cierpienie. Żaden z członków ich rodziny, nie powiedział ani jednego słowa pożegnalnego. Nikt nie chciał przemawiać, bo po prostu byli na to za słabi. Każde wspomnienie Kristin wzbudzało kolejne łzy. 

***
pierwsza rocznica śmierci
Daniell wylądowała w szpitalu psychiatrycznym, na oddziale zamkniętym dla osób, które targnęły się na swoje życie. Dziewczyna już dwunasty raz próbowała się zabić, ale zawsze ktoś przybywał na czas. Przeklinała swoich przyjaciół którzy zawsze byli za blisko. Każdego miesiąca, w ten sam dzień, w dzień w którym umarła Kristin próbowała się zabić... Jej depresja była już tak głęboka, że za każdym razem gdy ją zamykano, ona uciekała. Lekarze zamknęli ją w czterech ścianach w obawie o jej życie. 
Marco i Jack rozstali się... Codziennie się kłócili o to, że to przez nich Kristin umarła. To przez nich targnęła się na życie, bo nigdy ich nie było. Żaden z nich nie potrafił sobie wybaczyć tego, że mieli ją chronić i zawiedli. 
One Direction wspierali się jak mogli... Oddali hołd Kristin po przez trasę koncertową i płytę... Każda piosenka, którą śpiewali kończyła się łzami, bo żaden nadal nie pogodził się z jej śmiercią. 
Osiemnastoletnia fanka., dla której Kristin była wzorem i autorytetem popełniła samobójstwo zostawiając po sobie Twitlongera, w którym wyjaśniła, że nigdy nie była nawet w połowie tak silna jak Kris i jej życie straciło sens. Fani na całym świecie zaczęli wątpić w swoje życie, a nieliczni przewlekle chorzy, prawdziwi fani Kristin, przestali walczyć z chorobą, chcąc połączyć się w cierpieniu z idolką. 
Nikt nie potrafił wybaczyć sobie tego co się stało, obwiniając siebie za to, że zrujnowali ją psychicznie. 

Jedna osoba, jedna śmierć, pięćdziesiąt napisów... tyle cierpienia... 


Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli, że tak bardzo zwaliłam ten rozdział, ale myślałam, że wyjdzie o wiele lepiej. Przepraszam za tą dupę bladą, ale chciałam jakoś ciekawie zakończyć tą opowieść. 
Jeszcze raz przepraszam.
pozdrawiam