niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 8

D: Halo? - odebrała telefon po trzech sygnałach.
Ja: Dan jest masakra.
D: Piłą mechaniczną?
Ja: Gorzej. Tępym nożem - pożaliłam się siostrze. Miałam potrzebę z kimś pogadać.
D: Mów co się stało.
Ja: W weekend przyjeżdża do nas siostra Jacka. Tak jak mówił, że niedługo będę mogła ją poznać. To niedługo jest w piątek. 
D: Może okaże się być fajna.
Ja: Nie wątpię w to. Po prostu umówiłam się, że na weekend pojadę z Louisem i jego ciocią na biwak. 
D: O wielka szkoda... Mały biedny chłopczyk z Anglii znowu zostanie wyruchany.
Ja: Co zostanie?
D: Znaczy się wystawiony - słychać było, że się śmieje.
Ja: Dan to nie jest śmieszne. On jest naprawdę fajny i dobrze mi się z nim gada.
D: Tylko gada?
Ja: Daniell to tylko przyjaciel. Nic więcej.
D: Dobra rozumiem, rozumiem. Pogadaj z nim i powiedz jak wygląda sytuacja. Najwyżej spotkaj się z nim w innym terminem, a na biwak zaproś do siebie.
Ja: Myślisz, że to dobry pomysł?
D: No pewnie. Czemu nie?
Ja: A ty też do nas dołączysz? - spytałam bardziej błagalnym tonem niż pytającym. Nie chciałam zostać sam na sam z Louisem.
D: Ta jasne, bo o niczym innym bardziej nie marzę jak spędzić weekend pod namiotami z ukochaną  siostrą i pajacem, który uważa się za fajnego tylko dlatego, że gra w piłkę nożną. To już wolę zginąć śmiercią tragiczną, a na nekrologu napisz: Zginęła bo nożyczki były za tępe.
Ja: Dan proszę to nie są żarty. Chcę pogodzić wszystko. A wiesz że przyjaźnię się z Louisem.
D: Dobra niech ci będzie, ale płacisz za moje warsztaty taneczne.
Ja: Ok nie ma sprawy - zgodziłam się z uśmiechem na twarzy.
Wiedziałam, że na siostrę zawsze mogę liczyć. Ciesze się, że podsunęła mi pomysł z biwakiem u mnie. Przecież mam wielki ogród i możemy świetnie się bawić. W ten weekend poznam siostrę Jacka, a w następny zrobimy sobie małą imprezę. Tylko jeszcze muszę pogadać z chłopakami.
Postanowiłam nie zwlekać ani minuty dłużej i poszłam do Marco do gabinetu. Jak zwykle siedział przed kompem i poprawiał jakieś zdjęcia.
Ja: Hej Marco mam pytanie - zaczęłam powoli, z wyczuciem.
Mc: Tak mała? W czym mogę ci pomóc? - oderwał się od swojej pracy, aby móc swobodnie ze mną porozmawiać.
Ja: Wiem, że w ten weekend przyjeżdża siostra Jackoba, ale czy byłaby możliwość żebym za tydzień zaprosiła Dan na noc i przy okazji zaprosiłabym też Lou i zrobilibyśmy sobie mały biwak.
Mc: A co z biwakiem z jego ciocią?
Ja: Właśnie to miało być w tym tygodniu, dlatego chciałabym zrobić biwak u siebie.
Mc: Nie fajnie wyszło. Zawiedziesz tego biednego chłopaka, a wydaje się taki miły. Ale w każdym razie biwak u nas to świetny pomysł. Możesz go zorganizować.
Ja: Dzięki Marco a przy okazji Daniell i Lou wpadną tez dzisiaj posiedzieć trochę.
Mc: Daniell nie pobije tego chłopaka?
Ja: Mam nadzieję, że nie.
W oczekiwaniu na przyjście Daniell i Louisa strasznie mi się zachciało jeść. Nie wiem dlaczego ale już tak miałam. Zeszłam więc do kuchni i poprosiłam Meggi, aby przygotowała mi jakąś przekąskę. Odkąd zaczęłam lekcje śpiewu, tańca, gdy na instrumentach i zajęć przygotowujących do mniemanej kariery, gosposia traktowała mnie oschle. Nie mam jej tego za złe. Zawsze chciała zostać tancerką, ale nie miała warunków. Ja może i chciałam być kiedyś gwiazdą, ale pogodziłam się, że nią nie będę, ale teraz mój los się odmienił. Nie zamierzałam udawać jakiejś pokornej wobec służby, dlatego traktowałam ją tak jak sobie na to zasłużyła.
M: Czy na podwieczorek mam podać to co zawsze? - spytała oficjalnie.
Ja: Nie. Na pewno Marco i Jack uprzedzili was, że przyjdą moi znajomi. Na podwieczorek ma być coś wyjątkowego i zjemy go na patio.
M: Dobrze - powiedziała przez zaciśnięte zęby. Nie lubiła, gdy jej czymś dopiekałam, a teraz wyszła na niedoinformowaną. Szybko zjadłam surówkę, którą mi przygotowała i wyszłam do ogrodu poczekać na moich gości. Pierwszy przyszedł Lou.
L.T. Hej piękna - przywitał się z promiennym uśmiechem.
Ja: Cześć brzydalu. Myślę, że zaraz nie będzie ci tak wesoło - dodałam smutno.
L.T.: Coś się stało? - nie wiedziałam jak zacząć więc zapadła niezręczna cisza. - Zgaduje. Twoi rodzice adopcyjni są homoseksualistami. O niee... Jak to możliwe? - zażartował. - Moment przecież mi to już powiedziałaś miesiąc temu.
Ja: I nie zareagowałeś aż tak dramatycznie - wytknęłam mu scenę teatralną, którą przed chwilą odegrał.
L.T.: Chciałem tylko żebyś się rozchmurzyła - usiadł koło mnie na ławce. - Mów co się stało? Nie możesz ze mną jechać?
Ja: Skąd wiesz? - spytałam zaskoczona.
L.T.: Może to dziwne, ale znam cię już na tyle dobrze, żeby się domyślić. A przynajmniej jakiś ważny powód? - dodał ponuro.
Ja: Przyjeżdża siostra Jacka, a ja mu obiecałam, że ją poznam. Przepraszam.
L.T.: Spokojnie. Nic się nie stało. Może innym razem. Tylko że ja za niecały miesiąc wracam do Anglii.
Ja: Dlatego pomyślałam, żeby zorganizować biwak u mnie w przyszłym tygodniu. Tylko ja, ty i Daniell.
L.T.: Mi pasuje - dodał z entuzjazmem.
Spędziliśmy miły wieczór. Okazało się, że Daniell polubiła Lou. Mieli ze sobą wiele wspólnego. Lubili robić innym żarty, no i oboje interesowali się manga i deskorolką. Okazało się, że Lou też lubi jeździć na desce. Okazało się tez, że uwielbia śpiewać. Po prostu idealnie pasował do mnie i Dan. Niestety musieliśmy się pożegnać, ale nadrobimy ten czas już w piątek za tydzień. pomyśleliśmy, że przecież możemy urządzić namiotowanie już od piątku. Wtedy weekend będzie dłuższy.

Dzień przyjazdu siostry Jacka 
Jak zwykle, wstałam rano i poszłam od razu do łazienki. Marco poprosił mnie, żebym jakoś ładnie się ubrała. Oczywiście powiedział też że nie sądzi, że mój styl jest brzydki, tylko że warto byłoby pokazać, że to jest uroczysty dzień. Jak dla mnie to jeden wał czy to przyjazd siostry Jacka czy po prostu wyjście na miasto, ale jeśli sądzili, że wyjdę przy niej na dzikusa, to niech im będzie. Po toalecie porannej poszłam do swojej garderoby i od razu zaczęłam szperać w tych bardziej eleganckich ubraniach. Miałam straszną ochotę założyć jakieś rurki, t-shirt z nadrukiem i trampki, ale chciałam zaskoczyć moich opiekunów. Ubrałam więc to. Nie powiem, obcasy były dość wysokie, ale zajęło mi tylko 3 minuty przyzwyczajenie się do nich. Można powiedzieć, ze urodziłam się w obcasach na nogach. Tak wyszykowana zeszłam na dół. Chłopców nie było w kuchni, dlatego poszłam do salonu, gdzie siedzieli obaj. 
Ja: Możemy już jechać na lotnisko.
Jc: Kristin to ty? 
Ja: Wydajesz się zaskoczony. Przecież Marco kazał mi się ładnie ubrać.
Jc: Jest bardzo ślicznie.
Mc: NIe wiedziałem, że ktoś tak ładny może jeszcze bardziej wyładnieć.
Ja: Dziękuję za komplement.
Mc: Miło cię widzieć w odmiennym stylu.
Ja: Dobrze dobrze możemy już jechać.
Jc: Jasne Elenor ląduję za godzinę. - Gdy już siedzieliśmy w limuzynie, chciałam jakoś rozładować ten ogólny zachwyt moją osobą, dlatego zaczęłam rozmowę.
Ja: Tak w ogóle to skąd Elenor przyleci.
Jc: Z Anglii.
Ja: Twoja siostra mieszka w Anglii? - spytałam zaskoczona. Wszyscy mieli coś wspólnego z tym pięknym krajem, tylko nie ja. 
Jc: Ogólnie ja też mieszkałem w Anglii, ale gdy skończyłem studia przeprowadziłem się tutaj. Na początku byłem tylko na stażu zagranicznym, potem dostałem duże zlecenie no i zauważono mój talent, więc zaproponowano, żebym tu zamieszkał na stałe. 
Ja: To miło.
Na lotnisko dojechaliśmy bez żadnych komplikacji. Poczekaliśmy chwilę aż jej samolot wyląduję i moim oczom ukazała się dość ładna dziewczyna. 

Jc: Kristin poznaj to moja siostra, Elenor.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na jąkąś pluskwę więc nie pozostałam jej dłużna.
E.C.: Cześć jestem Elenor, Elenor Calder.
Ja: Kristin.
E.C. Nie masz nazwiska?
Ja: Myślę, że moje nazwisko nie jest tu potrzebne. To jest spotkanie przyjacielskie, a nie służbowe - dziewczyna chyba zajarzyła aluzje, bo walnęła buraka.
Mc: To co jedziemy gdzieś na wspólny obiad - uśmiechnęłam się.
Ja: No jasne. 
W samochodzie nie miałam zamiaru udawać, że od razu polubiłam dziewczynę. Wydała mi się taka odmienna niż Jack. Jack był miły, wrażliwy, itp. Jego siostra zajeżdżała plastikiem i sztucznością. Nie chciałam oceniać jej tak z prędzika, ale co ja poradzę na to, że nie lubię takich dziewczyn, które udają kogoś innego. A ona na pewno była sztuczna. 
Cały weekend musiałam się z nią męczyć. W niedzielę okazało się, ze nie jest taka zła. Miała styl jaki miała, ale dało się z nią porozmawiać. Zostawała u nas na 2 tygodnie, więc niestety musiała też spędzić z nami czas na moim biwaku. Cały tydzień uciekałam na zajęcia. Na szczęście na większość zajęć chodziłam z Dan i Lou a na dodatkowe, poza szkolne zajęcia tylko z Dan. Oczywiście oboje poznali Elenor i obojgu nie bardzo przypadła do gustu. Lou stwierdził, że jest ładna, ale musiałaby nabrać mięśni inteligencji, by inaczej na nią spojrzał. a poza tym na biwaku, który zorganizowałam, sam przyznał się, że mu się podobam, ale nie chcę w to brnąc bo zaraz wyjeżdża. Inaczej sprawy by wyglądały, gdybyśmy mieszkali niedaleko siebie. A tak on wróci do Anglii i nie chcę, żebyśmy rozstali się z powodu odległości. Zarówno mi jak i jemu pasował układ przyjaźni.
Na biwaku Daniell musiała też pokazać swoje pazurki. Darowała już sobie dokuczanie Lou. Tylko czasami nazywała go Boo Bear, co go bardzo denerwowało bo podobno mama tak do niego mówiła jak był malutki.  Dlatego też, że Lou miał od niej spokój, jej cała energia przeniosła się na Elenor. Oczywiście siostra mojego opiekuna spędzała czas z nami. Daniell postanowiła zrobić jej żart.
D: Elenor chciałabyś tradycyjnego napoju angielskiego? - spytała uprzejmie.
E.C.: Jasne.
Po chwili Dan wróciła z tacą a na niej filiżanką.
D: Proszę bardzo.
Po tym jak dziewczyna upiła łyk, dało się słyszeć tylko jej obrzydzenie i pisk.
E.C.: Co to jest?
D: Wrzątek z kapką mleka - roześmialiśmy się wniebogłosy, bo przecież tradycyjny napój angielski tak wyglądał, ale w średniowieczu. Humor Daniell nie opuszczał. W czasie gdy my siedzieliśmy i rozmawialiśmy wpuściła jej do namiotu całą chmarę świerszczy polnych. Louis nie chciał być gorszy dlatego późnym wieczorem udawał niedźwiedzia. Dziewczyna strasznie bała się wyjść z namiotu, a przecież skazana była na towarzystwo świerszczy. Jeden plus miała darmowy koncert muzyki klasycznej.
Rano oczywiście przeprosiliśmy za wszystko dziewczynę i chłopcy zrozumieli nasze zachowanie. Nie chcieliśmy mieć u nich przypału, bo na pewno nie pozwoliliby mi zorganizować imprezy pożegnalnej dla Tomlinsona. 

6 komentarzy:

  1. Hhahahah bo my Brytowie............ Ah ten wrzątek z kapką mleka i potem ten chwast zwany herbatą z kraju w Cholerę daleko ;P Do następnego Kaczorku <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Najlepsze twoje opowiadanie :* czekam na nn:) zapraszam do siebie :d

      Usuń
    2. Dziękuję za wspaniałe słowa :-* mam nadzieję, że nie pożałujesz :-) i kolejny rozdział was wszystkich zaskoczy w pozytywnym znaczeniu :-)

      Usuń
  3. Rozdział świetny!
    Masz talent dziewczyno :P
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń